BULLET JOURNAL – JAKIE BYŁY MOJE POCZĄTKI

Coraz częściej przekonuję się, że dobry plan to połowa sukcesu i, że nawet przy trójce dzieci wszystko jest (lub prawie wszystko) możliwe do osiągnięcia. Czy to przygotowanie kateringu na 80 osób na urodziny, czy też postawienie nowej strony internetowej. Dobry plan to podstawa.

Ja swoje początki, wstyd się przyznać z planowaniem zaczęłam dokładnie rok temu, kiedy byłam w ciąży z Alicją (moim trzecim dzieckiem). Dlaczego jest mi się wstyd przyznać? Gdyż to bardzo późno. Teraz sama się dziwię jak do tamtej pory mogłam funkcjonować, jak prowadzić bloga. Wszystko robiłam na łapu capu, bez pomysłu, bez planu. Łapałam się na tym, że bawiąc się z dziećmi układam sobie plan na wolną część dnia. Ale w momencie gdy ta wolna część mojego dnia (czytaj wieczór) przychodziła zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć i koniec końców ostatecznie robiłam jedynie połowę z rzeczy zaplanowanych wcześniej. Reszty najzwyczajniej w świecie już nie pamiętałam.

Brak planu, a w zasadzie brak planu na papierze skutecznie utrudniał mi funkcjonowanie i doprowadzał do frustracji. Do tego momentu śledziłam różne grupy na fb na temat planowania, oraz oczywiście Kasię z Worqshop, która planowanie doprowadziła niemal do perfekcji, więc coś niecoś wiedziałam na temat tego bullet journal.

 

Impulsem sprawczym u mnie był banał. Jedna z dziewczyn na grupie na fb napisała, że w świecie książki jest akurat promocja na memobooki, które idealnie sprawdzają się do planowania w bullet journal. Następnego dnia sprawdziłam dostępność u mnie w mieście i pobiegłam kupić sobie taki zeszyt. Nie chciałam wydawać majątku na coś co być może by się nie sprawdziło w moim przypadku. W każdym bądź razie wsiąkłam.

Planowanie w bullet journal cieszy się coraz większym zainteresowaniem, więc pomyślałam, że pokażę Wam jak wygląda mój notes, a jak wyglądał jeszcze rok temu w momencie gdy byłam na początku swojej drogi. Teraz już go kończę, to mój ostatni w nim miesiąc, gdyż zostało mi tylko kilka kartek. Także z grudniem zaczynam nowy notes. Jest już zamówiony, czeka tylko na odbiór paczki. Tym razem wzięłam inna firmę. Zobaczymy jak się sprawdzi. Po tych kilku miesiącach wiem już jakie kolekcie i w którym (mniej więcej) miejscu są mi potrzebne. Oczywiście bullet journal to taki system, który każdy może dostosować pod siebie. Nie ma jednej poprawnej opcji, jednej poprawnej drogi. I to jest w nim właśnie najpiękniejsze.

JAK TO WYGLĄDAŁO NA POCZĄTKU

Chce Wam pokazać jak mój notes wyglądał na początku, gdy jeszcze nie wiedziałam z „czym się to je”. Chciałabym pokazać, że jest to system dla każdego, nawet dla osób, bez zdolności malarskich.

A JAK WYGLĄDA TO TERAZ, CZYLI OSTATNIE MIESIĄCE W ROZKŁADÓWCE.

To już trzeci raz, gdy mój miesiąc zaczyna się startówką. Wcześniej nie bardzo miałam na rysowanie czas (co dziwne, bo nie miałam jeszcze czasopochłaniacza w postaci Alicji na świecie). A może bardziej  te wszystkie przepiękne rozkładówki, które widziałam w internecie sprawiały, że bałam się zepsuć swój notes. Co jest w gruncie rzeczy absurdem. W koncu to mój notes, moje w nim życie. W każdym bądż razie ostatnio się ośmieliłam i zaczęłam go ozdabiać. Najpierw taśmami washi, potem naklejkami, a na koncu od czasu do czasu rysunkami.

W każdym bądź razie bullet journal pomaga mi ostatnio w planowaniu postów blogowych, śledzenia wykonania planów i, czego wcześniej nie robiłam, analizowania podjętych działań. Mam traker wydatków, muszę się tylko pilnować by uzupełniać go na bieżąco. Wcześniej prowadziłam arkusz w komputerze, ale szczerze powiedziawszy nie mając go wciąż przed oczami, nie bardzo wiedziałam, w którą „dziurę leciały mi pieniądze”. Teraz dokładnie widzę, gdzie daję się porwać chwili i na co muszę w następnym miesiącu uważać.

Kolejne trackery związane są z Akacją (nieformalna grupa przedszkolno – szkolna dzieci na Edukacji Domowej) do której uczęszczamy. Dzięki niemu wiem kiedy nas nie było na zajęciach i jakie powinnam mieć odliczenie w związku z tym od czesnego. Standardowo mam w Akacji też dyżur obiadowy (ma być wege, bezglutenowo i bezmlecznie) dwa razy w miesiącu. Zaznaczam więc tu sobie daty i planuję posiłki, a w związku z tym również i zakupy na ten cel. Na koniec zaznaczam jaka była reakcja dzieci – czy im smakowało, czy może lepiej więcej tego już nie gotować.

Zrezygnowałam za to z trackerów w formie tabelki do codziennego zaznaczania. Nie sprawdzały się u mnie kompletnie. Nie pamiętałam by je uzupełniać, a często też nie miałam na nie czasu. I ogólnie w tej formie nie przydały mi się. Tego typu znaczniki mam wpisane, najważniejsze 3-4 na każdej tygodniówce.

Lista kolekcji jaka na pewno znajdzie się w moim nowym notesie

  1. Kolekcja z kolorami Real Brush Zig’a – zakochałam się w tych pisadłach, z prawdziwym pędzelkiem zamiast końcówki i z czasem mam nadzieję, że moja kolekcja się powiększy
  2. Kupione kursy (bo gubię się już co przeglądałam, a czego jeszcze nie)
  3. Kolekcja lektur szkolnych dla I klasy – jesteśmy na Edukacji Domowej z Olą już oficjalnie, więc będziemy realizować program sami w domu.
Dajcie znać co myślicie o takim notatniku – to coś dla Was, czy raczej nie bardzo?